Zauważyłem ostatnio, że najnowsze odcinki „Lost” trwają prawie równo 40 min. Kiedyś trwały nieco więcej chyba około 43 min. Wydaje mi się, że właśnie w tym jest problem. Jesteśmy ostatnimi czasy po obejrzeniu kolejnego odcinka biedniejsi o jedną scenę i to taką miażdżącą scenę, wbijającą w fotel. Czasem odnoszę wrażenie, że ktoś buszuje po studiu filmowym i tuż przed wyprodukowaniem odcinka wycina najlepszą scenę i taki wybrakowany odcinek nam pokazują.
Pilotowy odcinek „Zagubionych” pochłonął majątek i gdyby serial nie odniósł sukcesu Dżej Dżej Spekulant wylądowałby na śmietniku. Kiedy oglądamy katastrofę lotu Ajira 316 niestety da się zauważyć, że producenci oszczędzają pieniążki. Może ma to związek ze spadającą oglądalnością i mniejszymi wpływami z reklam a może po prostu wolą napchać sobie kieszenie zanim serial się zakończy.
Kiedyś pewien minister kiedy rozpatrywano w jakie myśliwce powinna się Polska zaopatrzyć powiedział, że „polscy piloci potrafią latać nawet na drzwiach od stodoły”. Nie wiem jak nasi piloci ale z pewnością latać a przede wszystkim lądować potrafi Frank Lapidus znany również jako „Kosiarz umysłów”. Fajny koleś- taki swojski, może mniej dowcipny niż Hurley, ale trochę podobny charakterem. Z drugiej strony jednak postać wyjątkowo zaniedbana przez scenarzystów. Piszecie czasem o scenach czy odcinkach zapychaczach, a ja Wam napiszę, że mamy nawet postać „zapychającą”. Pilot jest postacią płytką i okazuje się potrzebną wyłącznie do sterowania pojazdami latającymi a według mnie tak dobry aktor jak Jeff Fahey na to nie zasłużył.
Scena spotkania Sawyera i Jina z powracającymi na wyspę bohaterami bardzo mnie rozdrażniła. Wiem, wiele dziwnych rzeczy przytrafiło im się na wyspie i poza nią, ale łatwość z jaką akceptują fakt, ze cofnęli się o 30 lat mnie osobiście bardzo razi. W poprzednich odcinkach, kiedy mieliśmy do czynienia ze skokami w czasie było co prawda jeszcze gorzej, gdyż „Lost” sprawiał momentami wrażenie jakby był ekranizacją głupiego komiksu, ale po zamykającym ten nieszczęsny etap odcinku „LaFleur” myślałem, że dialogi i gra aktorska wrócą na normalny, wysoki poziom. Sielankowe „Dharmaville”, mimo iż sceny tam nakręcone nie robią wielkiego wrażenia (nawet sam Pierre Chang nie uratował fragmentu o rekrutacji ) to z przyjemnością oglądało mi się je oglądało. Może dlatego, że od trzeciego sezonu marzy mi się żeby tam pobyć choć trochę, a może i całe życie o ile nie zostałbym „workmanem” jak Jack. Jeżeli chodzi o niego to z pokorą przyjął, jak mały chłopiec lekcję od Sawyera, do którego po tej scenie czuje się znów wielki szacunek. Jednak jest to samiec alfa!
Oglądając odcinek dalej poczułem się tak jakbym powrócił do sezonu trzeciego. Sezonu, w którym dużą rolę odegrały stosunki damsko- męskie, animozje, nieporozumienia, uczucia. Pewnie serial zaczął tracić tę żeńską część widowni i Cuse i Lindelof postanowili o nią zawalczyć. Myślę, że to dobre dla serialu. Mitologia to nie wszystko. Dawkowanie tajemnic powinno być rozsądne i równomierne, takie jak było w pierwszym i drugim sezonie a nie chaotyczne i rozrzutne jakie dało się zaobserwować jeszcze niedawno w obecnym sezonie kiedy sekretów mieliśmy przesyt. Dla końcowego efektu czasem wystarczą tylko ochłapy. (Przykład: 5 sezonów i tylko jedna scena z Jacobem a wszyscy tym żyjemy). Zagmatwany świat uczuciowych doznań 4rki głównych bohaterów wpłynie z pewnością pozytywnie na fabułę i tylko nie wiem kim był chciał być w tym momencie: Jackiem czy Sawyerem? Piękna jak zwykle piegowata, a znając jej charakter zapewne drapieżna w łóżku Kate, oraz zmysłowa i powalająca odnalezioną na wyspie pewnością siebie Juliette…
Stodoła mojej babci, czyli stacja Flame zostanie wysadzona przez Locke’a za 27 lat. Póki co zamieszkuje ją denerwujący dupek- Radzinsky, zajmujący się przede wszystkim sklejaniem makiet z „Małego modelarza Dharmy” i lekceważeniem, nienagannie mówiącego po angielsku Jina. Okazało się dodatkowo, że lubi w wolnym czasie strzelać w łeb Arabom w fioletowych ciuszkach. No właśnie Arabom…. Czy Naveen Andrews zalazł za skórę Cuse’owi i Lindelof’owi? Ostatnio Sayid zachowuje się jak ostatnia pierdoła. Nie dość, że daje się złapać i eskortować panience to jeszcze jakieś fochy strzela do kumpli z wyspy i w ogóle jest wyłącznie anty. A ta koszula…… Gdzie jest facet z którym najbezpieczniej było się wybrać w dżunglę, z którym można było lać po mordzie frajerów i skręcać karki „othersom”? Gdzie jego pewność siebie, gdzie jego dystans i spokój? Kolejna zaniedbana postać.
Finał faktycznie nieciekawy. Spodziewaliśmy się wszyscy młodego Bena, więc nie było to zaskakujące. Gdyby powiedział cos ciekawego, niespodziewanego może by i uszło a on tylko wręcza kanapeczkę muzułmaninowi i to pewnie jeszcze z mięskiem mu dał świńskim. Co na to Allach? Malutki Etan, którego Juliette najchętniej rąbnęłaby o drzewo również spodziewany. Bo kto inny to mógłby być?
Najciekawsza scena w filmie według mnie to ta w której pojawia się Christian. Rzeczywiście dialog z Sun nie jest najwyższych lotów, ale mimo wszystko działa on pobudzająco na moją wyobraźnię. Zwłaszcza w opuszczonych, zapomnianych i niesamowicie mrocznych barakach. Po raz kolejny zadaje sobie pytanie. Kim on do diabła jest? Niektóre sceny z serialu wskazują na to, że duchem. W odcinku „Namaste” natomiast wydaje się być bardzo „fizyczny”. Zdejmuje przecież zdjęcie ze ściany. Zdjęcie sprzed 30 lat. Dlaczego 30tu? Czy kiedykolwiek rozbitkowie lotu 815 znów się połączą? Gdzie i kiedy? Podejrzewam, ze poczekamy do końca sezonu a może i dłużej.
Odcinek oglądało mi się przyjemnie. Miła odskocznia od dotychczasowego chaosu. Wszyscy czekali na to co się stanie z Johnem po wydarzeniach z odcinka „The life and death of Jeremy Bentham”. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi w „LeFleur”, nie otrzymaliśmy i w „Namaste”. Myślę, ze dobrze się stało. Zmartwychwstały Locke jest cennym dla serialu skarbem, kolejna tajemnicą, której nie powinno się wyjaśniać od razu.
Ocena 8/10