Przychylę się do opinii NNa. Znów to samo. Odcinki praktycznie się nie różnią od siebie. Faktycznie otrzymujemy to czego od dawna się domagaliśmy czyli mitologię wyspy, ale czy aby twórcy wybrali odpowiedni sposób?
Flashfowardy, może poza finałem 3 sezonu, okazały się nietrafionym rozwiązaniem i zamuliliśmy się przez nie w sezonie czwartym. Miały na celu odświeżyć fabułę, nagiąć nieco zasady po to aby uatrakcyjnić samą formę serialu. 3 sezony flashbacków w tamtym momencie to może rzeczywiście było zbyt wiele. Teraz jednak za nimi tęsknię, ponieważ nadawały specyficzny klimat każdemu odcinkowi. Łatwo było rozróżnić je po tytułach. A teraz? Mamy dopiero 5 odcinków to nadążam ale sądzę, że niedługo mi się pomiesza.
Nie ma flashfowardów, nie ma flashbacków. Mamy tylko wyspę i Los Angeles, no może za wyjątkiem losów Desmonda, który i tak ostatecznie trafił do L.A. Spodziewałem się oczywiście, że serial wyraźnie skręci w stronę sci-fi i nawet to z nieukrywaną radością akceptowałem. Jednakże mamy tu do czynienia z sci-fi na siłę a to mi się nie podoba. Sceny który widzimy przy okazji kolejnych rozbłysków i skoków w czasie równie dobrze mogłyby być pokazane w postaci flashbacków- Danielle, Widmora nawet samego Richarda. Na kontynencie natomiast po obiecującym początku wieje nudą. Najbardziej zabrakło w odcinku Hurleya, który jako jedyny ratował sytuację. Nie pasujący do tego miejsca Ben, bezbrody Jack, flakowata Sun i bezmyślna Kate plus stara baba nauczycielka fizyki na emeryturze przesiadująca najlepiej w kościele i mamy rozmemłaną papkę fabuły nadającą się najlepiej jako pokarm dla pacjentów hospicjum.
W poprzednim odcinku zobaczyliśmy po raz pierwszy młodą Rousseau. W sumie to i nawet ożywiające było (choć na pewno nie tak jak młody Widmore skręcający karki). W następnym odcinku spodziewałem się, że dowiemy się czegoś więcej o tej postacie, czegoś niespodziewanego, porywającego, intrygującego, obojętnie, po prostu czegoś nowego. Nie otrzymaliśmy nic! Mało tego historia Rousseau została podana na talerzu jak flaki z olejem. O wszystkim wiedzieliśmy. Tak jej załodze odbiło, tak jednemu urwało rękę, tak, tak, tak... Dlaczego? Wciąż nie wiemy. Może tylko stary dobry smoke monster ukazany w starym dobrym stylu i tu jedyny plus. Te mury, chyba świątyni również działają na wyobraźnię. Co tam się znajduje? Smoke monster to już wiemy, ale co jeszcze?
Już wiem, która postać jest najnudniejszą postacią wprowadzoną w sezonie czwartym. Oczywiście Charlotte. Zajmowała się antropologią- to ciekawe, szukała skamielin niedźwiedzi polarnych na pustyni- ciekawe, mówiła po koreańsku- ciekawe, za młodu przebywała na wyspie- również ciekawe. Więc po cholerę wprowadzano tę postać, żeby ją tak szybko uśmiercić? Jej przemówienie przedśmiertne wyjaśniające jej historię brzmiało niczym depesza prasowa. W katastrofalny sposób przedstawione. Spłyciło i zniszczyło postać serialową. Mam nadzieję, że scenarzyści zeszmacili się tylko z konieczności, gdyż coś słyszałem o tym, że aktorka ma zagrać u boku Clooneya. W sumie ja w życiu bym Lostów dla starego dziada z Ostrego Dyżuru nie zostawił, ale nie jestem w sumie kobietą i nie wiem jak to jest....
Kolejna sprawa- nieznośna przypadkowość. Spotkanie na siłę. Czyje? Oczywiście Jina i grupy z Sawyerem i Lockiem. Skoro oni skakali w czasie po latach 50tych a on po 80tych oznacza to, że poruszali się po innych nazwijmy to "trasach czasowych", więc prawdopodobieństwo ich rychłego spotkania jest bardzo niewielkie. O ile ta przypadkowość obserwowana we flashbackach bawiła i zachwycała, tutaj to po prostu wygląda źle, nieautentycznie.
Znowu widzimy Christiana. Kolejny raz bez żadnych wyjaśnień. Pojawia się, poucza Łysego, znika i znów nudą zawiewa. "To Ty miałeś przenieść wyspę nie Ben!". Ben Ty idioto! Poza tym gdzie jest do cholery Jacob? Jeszcze raz pokażą mi mordę tego żula zamiast największej tajemnicy wyspy to przestanę ściągać odcinki i zaczekam aż na jedynce puszczą.
Dzisiaj zająłem się tylko i prawie wyłącznie krytyka. Czytający to stwierdziliby, ze odcinek w ogóle mi się nie podobał i dam mu najwyżej 3/10. Mimo wszystkiego jednak co napisałem dam mu 7/10. Ogólnie to mi się podobał. Obawiam się jednak, że zmiany, styl narracji, prezentowania fabuły, nawet sposób gry aktorskiej idą w tym serialu w nieodpowiednim kierunku. Spodziewam się pewnych zmian po tym jak O6 wróci na wyspę a to juz chyba niedługo. 70 godzin podobno. I kolejna głupota znów. Skoro siedzieli 3 lata poza wyspą to czemu nagle mają zaledwie 70 godzin?