Świetny odcinek. Nie było trupów i wybuchów, ale na brak akcji nie można narzekać. Co więcej, nie było głupiego ograniczania się np. do wydarzeń na frachtowcu, czy w obozie othersów. Te C4 ciekawa sprawa, ale wydaje mi się, że właśnie po to Keamy'emu ten nadajnik, czy cokolwiek to jest na ręce. Ja to widzę tak - misja się nie powiodła (Keamy ginie) to nie wraca nikt i po akcji nie ma żadnych śladów. Genialne wejście ekipy Bena, do tego ta muzyka - wszystko zapowiada niezłą wojnę, to było jak finał ucięty w środku (w końcu nim jest
). Świetny Ben, dalej wszystko kontroluje, a Łysy chociaż wybraniec, to taki trochę jaskiniowiec. Niezła szopka z tym przenoszeniem wyspy - Benek mógł już nie odwalać i sam się za to zabrać. Teraz wyszło, że nawet Widmore przewidział kolejny krok wspaniałego Jacoba. Kolejny motyw - Jack dowiedział się o Claire - niby nic takiego, ale jeden z dziwniejszych i wcześniej mniej poważnych motywów LOSTa (powiązania między bohaterami można było traktować raczej jako ciekawostkę, tak jak np. liczby) zaczął znaczyć więcej niż kiedykolwiek. Może rzeczywiście każda jedna osoba została tam przywołana z jakiegoś powodu? Co dziwne, na frachtowiec nie wróciła znana nam szóstka, tylko kilka losowych osób. Można się spodziewać, że Jack, Kate i Hugo dolecą z Lapidusem, ale obecność na statku przestała już cokolwiek zapewniać. Aż nie mogę się doczekać następnego odcinka i losów Desmonda - mimo wszystko jest jedną z ciekawszych postaci, a tu zapowiada się, że umrze razem z Jinem i resztą ludzi z frachtowca. 10/10 i aż szkoda, że sezon już się kończy.