przez Rambo » 25 sty 2009, 13:05
Odliczanie zakończone:)
Dlaczego z takim utęsknieniem czekamy na kolejne sezony serialu? Na pewno dlatego, że jest to serial jedyny w swoim rodzaju. Serial kultowy, prowadzący naszą wyobraźnie do granic, które dla innych produkcji są po prostu nieosiągalne. To chyba jasne, ale dlaczego jeszcze? Wydaje mi się, ze chodzi tu o starannie wypracowaną formę odcinka premierowego. Odcinka, którego rozpoczęcie powinno zwalać nas z nóg, zaskakiwać i burzyć poprzednie wyobrażenie o tym co dzieje się w serialu.
Z taka sytuacją spotykaliśmy się w pierwszych trzech sezonach a potem był ten nieszczęsny premierowy odcinek 4 serii, całkowicie nieudany. Zdziwiłem się i zawiodłem, że nie dostałem od twórców serialu po twarzy. Dlatego też z obawą podchodziłem do premiery kolejnego sezonu. Jak się okazało -niepotrzebnie. Po tak ciekawym i wbijającym w fotel otwarciu potrafię zakwalifikować 4.01 jako wypadek przy pracy.
Czytając spoilery i oglądając zwiastuny z pewnością zepsułem sobie odrobinę zabawę. No cóż miałem robić? Odczekanie tylu miesięcy było naprawdę trudnym zadaniem. Musze jednak przyznać, że zaledwie odrobinę. Twórcy w pierwszej scenie zainwestowali w jedną z najciekawszych postaci serialu. Tajemniczy bohater filmów instruktażowych przenosi nas w przeszłość, przeszłość dharmy i jej pracowników, przeszłość walk z tubylcami, przeszłość której tylko skrawki otrzymaliśmy do tej pory przede wszystkim w odcinku: "The man behind the courtain"(retrospekcja Bena). Jest to zapowiedź tego, że zobaczymy znacznie więcej dharmy w tym sezonie, niż w dotychczasowych. Na samą myśl o tym trzęsą mi się ręce i uszy. Czekam z utęsknieniem, żeby poznać prawdę o dr. P. Changu alias Marvinie Candle, młodości Bena, Richardzie i "czystce", którą co prawda widzieliśmy, ale która wzbudza wciąż wielkie zainteresowanie.
W okresie wakacyjnym bodajże pojawił się filmik promocyjny (ten niby wykradziony i nagrany ukrytą kamerą), w którym widzieliśmy Changa i słyszeliśmy Faradaya, który go filmował. Mimo spodziewanego spotkania obu i tak zaskoczyłem się bardzo widząc twarz flegmatycznego fizyka w budującej się Orchidei. Wyspa się przenosi w czasie, ale te przenosiny są bardzo niestabilne a sam Faraday posiada przebranie pracownika Orchidu. Musiałby wizytę w Orchidzie zaplanować wcześniej, zdobyć naprędce przebranie i liczyć, ze wyspa (albo wyspowicze) dokona skoku akurat w ten czas. Mam wrażenie, ze Faraday dostał się tam na zupełnie innych zasadach. Jego przenosiny były raczej przemyślane i zaplanowane w określonym celu. A może on pochodzi z tamtych czasów? Może jest faktycznie pracownikiem dharmy?
No a co u rozbitków? Wszystko znika. Frachtowiec zniknął, obozowisko zniknęło i pewnie siedzieliby rozbitkowie z otwartymi gębami długo gdyby nie Daniel Faraday, który wyrasta na kluczową postać w serialu. Zastanawiające jest to, że dosyć szybko przyjmują oni wersję fizyka. Prawie bez oporu przyswajają, że chodzi o skoki w czasie. No w sumie są na tej wyspie już długo, więc wiedzą, że wszystko jest tu możliwe:)
Z drugiej strony mamy odcinek w odcinku a nazwałem go "Łysego na kwasie podróże w czasie". Po zwiastunach spodziewaliśmy się również udziału Ethana no i się pojawił. Wygraża Lockowi bronią, nawet z nim się żegna mimo iż ten wie o nim rzeczy, których nie powinien. Jednak Ethan okazuje się prawdziwym gnojkiem i jest zdeterminowany by usunąć naszego kochanego przywódcę Innych. Kiedyś było mi go żal trochę, teraz uważam, że Charlie dobrze zrobił wyrywając chwasta:) Co ciekawe rzecz się dzieje tuż po katastrofie awionetki z Yemim. Chcę zauważyć, ze do dzisiaj nie wyjaśniono w jaki sposób niewielki afrykański samolocik dotarł na środek Pacyfiku. Na koniec historii słyszymy niestety nieodwracalne stwierdzenie: "Youre gonna have to die John". Przeprawia mnie to o dreszcze i same mi łzy płyną, kiedy myślę o nieuchronnym końcu łysolka:(
Sceny poza wyspą jak zwykle nieciekawe, jak cały ten motyw Oceanic 6. No może poza bijatyka Sayida i okolicznościami podejrzenia Hurleya o morderstwo. Kilka scen wyłącznie po to żeby zadać widzowi kilka dodatkowych pytan. Kto nasłał prawników na Kate? Co się takiego stało, że Sayid stracił zaufanie do Bena?
Zakończenie równie świetne jak początek. Cała fabuła odnosi się do wyjątkowego odcinka "The Constant", więc jak mogło zabraknąć głównego bohatera? Jakże miło było zobaczyć Desmonda z przeszłości, Desmonda ratującego świat, Desmonda, który nawet do podejrzanych typów walących w drzwi jego bunkra zawraca się "brother". Jedziemy do Oxfordu. Twoja misja sympatyczny Szkocie się nie skończyła!